Dla mnie podróże po Włoszech to niekończące się źródło inspiracji twórczych, już na miejscu zastanawiam się jak oddać te przemyślenia, stworzyć cykl nowych obrazów, czy tkanin. Zawsze po powrocie chętnie sięgam po farby i pędzle, malując wspominam to co najbardziej utkwiło w mojej pamięci. Aparat fotograficzny to zawsze niezbędny towarzysz każdej z tych podróży.
Moja przygoda z Włochami zaczęła się kilka lat temu, zawsze zwiedzamy ten kraj rodzinnie, a miłością do pejzażu włoskiego i kuchni włoskiej zaraził mnie mój mąż. Nie policzę ile kilometrów udało się nam przejechać włoskimi drogami, ale dla mnie każdy kilometr spędzony w tym pięknym kraju to przygoda i ogrom radości, długo można opowiadać o każdej z tych podróży.
Włoskie lato, którego nie zapomnę to Costiera Amalfitana pachnąca gajami cytrusowymi. Pierwszy dzień przywitał nas deszczem, jechaliśmy nieregularną linią wybrzeża od strony Salerno i pierwsze co przykuło moją uwagę to pastelowe domy przytulone do zboczy gór. Moje oczy otworzyły się jeszcze szerzej, gdy zaświeciło słońce. Paleta kolorów, które mnie otoczyły zdawała się nie mieć końca. Wybrzeże Amalfi to prawdziwa uczta dla oczu i nic dziwnego, że pretenduje do miana najpiękniejszego w Europie. Jedziemy nadmorską drogą, która wije się pośród potężnych skał , piękne widoki na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Droga jest wymagająca dla kierowców, jadąc należy być skoncentrowanym, jazda dużych autokarów to prawdziwa wirtuozeria. Często odległości pojazdów jadących obok siebie dzielą centymetry, trzeba zatrzymywać się w szerszych miejscach by przepuszczać auta, ale dodaje to podróży tylko dodatkowych emocji. Z jednej strony morze Tyrreńskie odsłaniające przed nami niesamowitą gamę odcieni błękitu, z drugiej strony monumentalne skały i schodzące tarasowo wprost do morza gaje cytrusowe. Jadąc autem widzimy po drodze jak wybrzeże znaczą liczne zatoczki, a małe zarysy łódek unoszą się na turkusowej tafli wody. Po drodze mijamy urocze małe miejscowości Vietri sul Mare, Minori, Maiori i dojeżdżamy w końcu do Amalfi – niewielkiego miasta przepełnionego imponującą historią, którą warto poznać, gdy jest się tu na miejscu. Wchodząc na główny plac, od razu zauważyłam schody pnące się w górę aż do drzwi miejscowej Katedry pod wezwaniem św. Andrzeja Apostoła z imponującą fasadą. To arcydzieło mieszanki stylów z elementami romańskimi, gotyckimi bizantyjskimi i saraceńskimi, ten widok dopiero zyskuje nocą, gdy naszym oczom ukazuje się gra świateł i cieni, fasada katedry wygląda imponująco. Warto zwiedzić to miejsce, by później cieszyć się przepięknym widokiem, jaki się stąd roztacza.
Zatrzymujemy się w apartamencie oddalonym o 1,5 km od Amalfi. Tu o parking trudno, auta bardzo często parkują tuż przy ulicy a od niej oddziela je najwyżej łańcuch. Do apartamentu położonego wśród drzew cytrusowych wchodzimy po 300 stopniowych kamiennych schodach, po których dość ciężko wnosi się bagaże, ale atmosfera panująca tu rekompensuje ten wysiłek. Z zewnątrz niepozorny budynek, wewnątrz przytulne, gustownie umeblowane mieszkanie zaopatrzone we wszelkie sprzęty, szczególnie potrzebne, gdy towarzyszy nam 10 miesięczny maluch. Gdy otworzyliśmy po raz pierwszy drewniane drzwi balkonowe naszym oczom ukazał się zapierający dech w piersiach widok i prawie było słychać chóry anielskie…magiczne miejsce… mały taras z pięknym stolikiem o mozaikowej dekoracji, pięknie zdobione krzesła, kwiaty rosnące bujnie w donicach z wizytówką aby podlewać je podczas pobytu a za balustradą mieniące się różnymi kolorami morze, z daleka góry i sylwetki statków na tle zachodzącego słońca. Gdy patrzymy na ten imponujący widok czas przestaje mieć znaczenie tu można cieszyć się ciszą. Pejzaż mimo, że ten sam zmienia się wraz z porami dnia i omamia swym pięknem. Takiej atmosfery dbałości o detale i tutejszego domowego uroku powinni pozazdrościć ci, którzy wybierają hotele. Zawsze w naszych planach jest zwiedzanie okolicznych miejscowości, stracilibyśmy wiele nie zwiedzając tych „perełek natury”. Warto było wybrać się do Groty Szmaragdowej- Grotta di Smeraldo, wnętrze groty tworzą krasowe kolumny stalaktytów, a odblaski świateł barwią całe wnętrze, zaopatrzeni w aparat robimy setki zdjęć. Miejsce, które niewątpliwie utkwiło w mojej pamięci to małe miasteczko Ravello, położone 350 metrów nad poziomem morza nieopodal Amalfi, wjazd do miasta trudny, ale nie niemożliwy. Ravello odkrywa przed nami imponujące widoki, zwiedzamy miasteczko, Villa Cimbrone i Villa Rufolo czarują nas swym pięknem. Polecam szczególnie tę pierwszą, roślinność i architektura zachęcają do robienia zdjęć. Ogród wiosną kwitnie tu pięknie, niebo zdaje się być bardzo blisko, a do tego muzyka cykad, czegóż chcieć więcej. Podziwiając widoki nachodzi mnie myśl, że natura stworzyła tu dzieło doskonałe.
Następny przystanek Positano, będąc w tych okolicach warto zatrzymać się tu choć na chwilkę. Malowniczo położony kurort tętni życiem i w dzień i w nocy, parkujemy auto wyżej by zejść schodami i krętymi uliczkami do samej plaży. Widok Positano jest nam znany z wcześniej oglądanych pocztówek, obok nas pełno turystów, artyści malują w plenerze widoki miasteczka. Mały spacer po plaży, kawa i lody w jednej z tutejszych Gelateria i kilka pamiątek zakupionych w gęsto usianych sklepikach oferujących przeróżne, cieszące oczy drobiazgi. Tutejsza kuchnia według mnie to szczęśliwy związek morza i ziemi, każda z miejscowości wyróżnia się innymi specjałami , warto spróbować nie tylko pizzę. Następny cel podróży to Sorrento, miasto okazało się być zupełnie inne niż dotychczasowo zwiedzane. Położone jest na wysokiej, skalistej skarpie, a problem chyba stanowią jedynie plaże, ponieważ są niewielkie. Umieszczone często na sztucznie utworzonych skrawkach lądu. Panoramę Zatoki Neapolitańskiej podziwiamy z jednego z kilku nielicznych tarasów widokowych. Większą część wybrzeża zajmują prywatne hotele ulokowane na skraju skarpy, bezpośrednio nad morzem posiadające własne tarasy widokowe, w wielu przypadkach także własne plaże. To co zadziwia to rosnące przy chodniku drzewa cytrusowe, naszym ulicom brakuje egzotycznego widoku rosnących pomarańczy na wyciągnięcie ręki. Przechadzając się po uliczkach Sorrento skosztowaliśmy Limoncello – tradycyjnego włoskiego likieru cytrynowego, sklepików z tym pysznym trunkiem jest tu wiele. Choć Sorrento ma swój urok, mnie ciekawsze wydają się być małe miasteczka z kameralną atmosferą. Będąc w tych miejscach chciałoby się zarejestrować wszystko okiem kamery czy obiektywem aparatu, kilka dni spędzonych tu to bogactwo przeżyć, zachwyt i podziw potęgi natury, gdzie człowiek zdaje się być tylko dodatkiem. Piękne widoki, pyszne potrawy, wspaniałe aromatyczne wino, soczyste owoce, raj dla ciała i zmysłów. Bardzo polecam Państwu te doznania.
Pozdrawiam
Joanna Wrześniewska
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.